CZY POTRZEBNA NAM DZISIAJ REFORMACJA?

Bogusław Jasiewicz

Dziewiętnastowieczny historyk Phillip Shaff opisując Reformację uznał ją za najważniejszą obok okresu Apostolskiego porcję historii kościoła. Dostrzegł w niej paralele, które w wyobraźni powiodły go do czasów samego Jezusa i jego dwunastu uczniów. Co ciekawe każdy z tych okresów jest poprzedzony działaniami Bożej opatrzności, która prostuje ścieżki, aby chwała Bożych postanowień podjętych w wieczności mogła być ukazana pokoleniom w historii.

Rozprzestrzenianie się ewangelii umożliwiło przede wszystkim objawienie Wszechmogącego Boga najpierw temu, który stał się przodkiem wszystkich wierzących – Abrahamowi, a potem Mojżeszowi, następnie rozproszenie Izraela pośród ludów ziemi, podbój prawie całego ówczesnego świata przez Aleksandra Wielkiego, a co za tym idzie rozprzestrzenienie się języka greckiego, a wreszcie samo Cesarstwo Rzymskie, którego Pax Romana umożliwiał Pawłowi oraz jego towarzyszom niemal nieograniczone wędrówki od Azji po Hiszpanię.

Rozprzestrzenianie się idei Reformacji umożliwiały: powszechnie używana łacina, pisma ludzi, którzy poprzedzali Lutra czy Kalwina, wynalezienie ruchomej czcionki drukarskiej dzięki czemu druk książek, prawie we współczesnej formie, stał się możliwy, a także powstawanie uniwersytetów, co zwiększało zasięg ludzi wykształconych, zwłaszcza pośród klasy mieszczan czy wreszcie ponowny rozkwit literatury klasycznej w językach oryginalnych. W jednym i drugim przypadku Boża opatrzność przygotowała drogi, by ewangelia łaski mogła być głoszona, jak największej ilości ludzi. Najbardziej bezpośrednią przyczyną było jednak pogrążanie się średniowiecznego kościoła na zachodzie w całkowitej degrengoladzie moralnej, zawłaszczanie sobie praw monarszych i absolutnych w każdym aspekcie życia społecznego czy religijnego przez papiestwo czy tworzenie tradycji religijnych, które potwierdzone „autorytetem” ówczesnego kościoła stały w jawnej sprzeczności z nauczaniami biblijnymi. I choć katalizatorem działań Marcina Lutra było nauczanie na temat sprzedawanych odpustów, to jednak istotą wszystkich działań reformacyjnych była kwestia miejsca łaski w procesie zbawienia człowieka. Innymi słowy istotą sprawy stała się ewangelia, która głosiła, że zbawienie człowieka jest z łaski przez wiarę bez jego zasług, na co Rzym nie mógł się zgodzić, ponieważ pozbawiało go to absolutnego autorytetu i konieczności istnienia oraz przydatności do zbawienia człowieka.

Po pięciuset latach chrześcijanie są już o wiele mądrzejsi, opierając się na doświadczeniach oraz dokładnym studium tego co naucza Rzym. Wydaje się jednak, że czas nie tylko leczy rany, ale także potrafi okryć warstwą kurzu to, co pięć wieków wcześniej rozpalało myśli i emocje obu stron. Pozbawieni tych dawnych emocji, przywódcy niektórych kościołów chrześcijańskich uznali, że warto zasypać podziały, które w wyniku Reformacji się wytworzyły i w 1999 roku Światowa Federacja Luterańska podpisała wraz z Papieską Radą ds. Jedności Chrześcijan dokument o nazwie „Wspólna Deklaracja o Usprawiedliwieniu”.

Do deklaracji tej przyłączyła się w 2006 roku Światowa Rada Metodystyczna, a w 2017 Światowa Wspólnota Kościołów Reformowanych. Czy zatem, jak to powiedział w 2014 roku, specjalny wysłannik papieża Franciszka do kościołów charyzmatycznych w USA, anglikański biskup, nieżyjący już Tony Palmer, że wraz z podpisaniem wyżej wymienionej deklaracji Reformacja się skończyła? Otóż nie! Pomimo działań ekumenicznych różnych komitetów, nawet tych, które zrzeszają kościoły reformowane, idee, które dały początek Reformacji są wciąż żywe. Wspólna deklaracja niczego nie rozwiązała, a opisała tylko stan jaki trwa pomiędzy Rzymem, a kościołami protestanckimi. Nawet mglisty język nie jest w stanie ukryć ogromnych różnic, które dzielą Rzym od reszty kościołów w kwestii tak podstawowej, jak ewangelia łaski, a dokładnie rzecz biorąc czym jest łaska, czym jest usprawiedliwienie i jakimi środkami usprawiedliwienie jest człowiekowi udzielane. Rzym nigdy nie odwołał postanowień Soboru Trydenckiego, a zwłaszcza jego VI Sesji, których refutacji dokonał Jan Kalwin. Rzym nie chce i nie może się z nich wycofać, ze względu na to, że zaprzeczyłby swojemu własnemu nauczaniu dogmatycznemu co do roli nauczania soborowego. Tak więc jakiekolwiek wspólne deklaracje dla ewangelicznie wierzących są tylko próbą pokrycia pudrem warstwy kurzu, która spoczywa na pismach i bullach, którymi kościół rzymski odciął się wyraźnie od wiary biblijnej. Dzisiaj w dobie postmodernizmu i indyferentyzmu, wierność ideałom Reformacji powinna być tym bardziej podkreślana w ewangelicznych zborach na całym świecie. Wierność tym ideałom to wierność Chrystusowi i sztandarowi, który powiewał nad naszymi braćmi z przeszłości, a na którym widniał jasny jak słońce napis Soli Deo Gloria. Dzisiaj, kiedy kościół rzymski jest kierowany przez papieża, który w głębi serca, co udowadnia swoimi słowami, jest de facto marksistą, a cała instytucja tego kościoła jest targana wewnętrznymi sporami nie tylko teologicznej natury, wszelkie ekumeniczne działania powinny być dalekie sercom protestantów, jak najodleglejsza we wszechświecie czarna dziura. W świecie, w którym przywódca prawie dwóch miliardów ludzi, prowadzi ich w objęcia sekularyzmu i oddaje na pożarcie światowym prądom myślowym, serca wiernych Chrystusowi braci i sióstr, wzmocnione tym czego dokonali nasi wielcy bracia z przeszłości powinny pozostać czujne zgodnie z wezwaniem Apostoła Pawła:

„A proszę was, bracia, abyście wypatrywali tych, którzy powodują rozłamy i zgorszenia przeciwko tej nauce, którą przyjęliście, unikajcie ich. Gdyż tacy nie służą naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi, ale własnemu brzuchowi, a przez gładkie słowa i pochlebstwo zwodzą serca prostych ludzi.” (Rz 16:17 – 18)