autor: Bogusław Jasiewicz

Ustawowa cisza się skończyła, a i też żadna to tajemnica, że w niedzielę 15 października mieliśmy w Polsce kolejne wybory parlamentarne. Wydawałoby się, że to nic niezwykłego, no bo cóż może być niezwykłego w wyborach parlamentarnych, wszak od ponad 30 lat w tym kraju mamy system demokratyczny, a system demokratyczny działa tak, że cyklicznie odbywają się wybory. Zatem, co takiego niezwykłego może być w tych wyborach? No cóż, na początek – frekwencja. Wyniosła ona ponad 74%, podczas gdy cztery lata temu wyniosła coś ok. 62%, natomiast osiem lat temu było to zaledwie niecałe 51%. Co się stało, że frekwencja wzrosła o ponad 23%? Emocje. To jest ten drugi element, który czyni te wybory odbiegającymi od dotychczasowej normy. To emocje wyciągnęły Polaków, w takiej liczbie, z domów, sprzed telewizorów i komputerów, emocje napędzane już od prawie ośmiu lat, a graniczące często z absurdem pod koniec październikowego wyścigu polityków, w czasie którego jedni bronili tego, drudzy tamtego. Chociaż nie mam najmniejszego problemu z frekwencją, za to mam duży problem z efektem emocji.

Dlaczego? Obserwując to co się działo, twierdzę, że to ludzkie emocje napędzały wybory. Po pierwsze dlatego, że nie ma chyba większej siły motywującej do działania niż emocje, a po drugie, dlatego, że widziałem na jednym z mediów społecznościowych pewną scenkę. Otóż znani polscy aktorzy, wydawałoby się wykształceni i racjonalni ludzie, cieszyli się publicznie jak dzieci z de facto przegranej choć wygranej pewnej partii politycznej. Jeśli ponad siedemdziesięcioletni, szanowany i szanowny pan, skacze po scenie wykrzykując tylko jedno hasło, że dana partia nie będzie już rządzić, to jak to inaczej nazwać, jak stanem znacznie podwyższonych emocji? Nie mam z tym jednak absolutnie żadnego problemu, poza lekkim zdziwieniem, że emocje są w stanie tak pobudzić nawet kogoś, kto ze względu na siwiznę lat powinien być ostoją spokoju i racjonalnego myślenia.

Biorąc pod uwagę to kim jestem i to co robię, bardziej mnie jednak zastanawia coś zupełnie innego. Otóż przeglądałem kilka profili znanych chrześcijańskich VIP – ów (nie mylić zVIP-ami rzymskokatolickimi, choć w dobie źle rozumianego ekumenizmu staje się to powszechne), którzy w dzień po wyborach wyrażali swoją radość z powodu… no właśnie. Czego? Jeżeli jesteś chrześcijaninem, jeżeli deklarujesz, że twoim Panem jest Jezus Chrystus, to co powinno decydować o tym z czego się cieszysz, gdy Państwowa Komisja Wyborcza ogłasza wyniki? To co ja dostrzegłem w tych wpisach, to zadowolenie, że wracamy na kurs europejski, że będziemy mieli dobrze, spokojnie przy założeniu, że Polska będzie rozwijającym się krajem. Wisienką na torcie było zdaje się kluczowe stwierdzenie „wracamy do normalności” – cokolwiek ono znaczy. Nie mam zamiaru analizować programów politycznych, ani kto i dlaczego wygrał, za to chcę, by czytelnik umiał, po przeczytaniu tego artykułu, dostrzec, we własnym zakresie, kontrast między motywacją jaką chrześcijanie powinni mieć idąc do wyborów, a jaką rzeczywiście mają.

W Ewangelii Mateusza 28:19, Pan Jezus dał kościołowi rozkaz: Idźcie więc i uczyńcie uczniami wszystkie narody… . Zatem pierwsze pytanie, jakie powinniśmy postawić to, jak bardzo jesteśmy odpowiedzialni za własny naród? Wybory są egzaminem naszej odpowiedzialności. Jak bardzo jesteśmy odpowiedzialni za wykonanie rozkazu naszego Pana wobec naszego własnego narodu? Wybory to sprawdzian tej odpowiedzialności. Zatem czy kiedy poszliśmy na wybory, to naszą motywacją był nakaz Chrystusa, by ten naród uczynić uczniami? Naród to nie tylko jacyś ludzie zajmujący jakieś terytorium na mapie świata, naród ma swoja tradycję, kulturę, historię, język oraz strukturę władzy itd. Czy zatem przystąpiliśmy do wyborów motywowani tym, by dzięki naszej decyzji kościół mógł uczynić uczniami ten naród czyli ludzi zajmujących konkretne miejsce na ziemi wraz z ich językiem, historią i kulturą? Czy pragnęliśmy, by nasza polityczna decyzja, odzwierciedlała nasz stosunek do nakazu Jezusa?

Św. Paweł napisał w 1 Liście do Koryntian 15:25: Trzeba bowiem, aby On królował aż położy wszystkich wrogów pod swoje stopy. Królowanie Chrystusa jest dla Apostoła koniecznością, gdyż w czasie tego panowania każdy wróg, tak czy inaczej, zostanie poddany pod Jego stopy. Należy zwrócić uwagę, iż Paweł nie twierdzi, że Chrystus dopiero będzie królował, jak powróci albo, że Jego królestwo obecnie ma tylko wymiar duchowy lub też, że jest zawężone tylko do kościoła. Wprawdzie Jezus powiedział to, co Jan odnotował w osiemnastym rozdziale i trzydziestym szóstym wersecie, że: Moje królestwo nie jest z tego świata…, jednocześnie dając przykład, że nie działa ono według standardów przyjętych na tym świecie, nie mniej wydał rozkaz by wyruszyć i uczynić uczniami, a jest to rozkaz króla skierowany do jego armii, by ta dla Niego podbiła świat. Zatem, królowanie Chrystusa jest jak najbardziej realne i będzie trwać w takiej formie, aż poddane pod Jego stopy będzie wszystko. To jakże potężne stwierdzenie św. Pawła powinno motywować każdego chrześcijańskiego wyborcę. Czy zatem poszliśmy na wybory, czy oddaliśmy nasze głosy tak, aby się przyczynić do tego, by coraz więcej i więcej wrogów było poddanych pod stopy Chrystusa?

W trzynastym rozdziale Listu do Rzymian, apostoł Paweł napisał, że: Wszelka władza od Boga pochodzi. Zatem moja władza jako wyborcy również pochodzi od Boga. Oczywiście gwarantuje mi ją konstytucja mego kraju, ale konstytucja to tylko i wyłącznie społeczny konsensus, który ktoś, kiedyś może zapragnąć zmienić, ale woli Bożej nic nie zmieni. Zatem skoro mogę głosować, jest to wyraz woli mego Stwórcy i Pana. Władza, którą wybieramy, także od Niego pochodzi. Gdy zatem chrześcijanin przystępuje do wyborów, sprawuje władzę daną mu przez Boga, jednocześnie musi ją sprawować z pragnieniem, by wola Boga wypełniła się w stosunku do tego kraju, by nasze wybory przy urnach odzwierciedlały postanowienie Bożej woli. Ale to nie wszystko. W tym samym rozdziale Listu do Rzymian natchnione Słowo mówi, że „władza jest na służbie u Boga dla dobra człowieka”(w. 4) oraz, że rządzący są „urzędnikami Boga”, którzy strzegą Bożych praw(w.6). Czy zatem kiedy oddawaliśmy nasze głosy, motywowało nas to, by jak najlepiej wypełnić władzę, którą Bóg na ten moment nam powierzył? Czy oddając głos na kandydata lub listę, pragnęliśmy, by wypełniła się wola Boża, tak jak wołamy o to do Niego w modlitwie, której nauczył nas Pan Jezus? Czy wreszcie wybieraliśmy z myślą, że ludzie, na których głosowaliśmy, mają być prawdziwie urzędnikami Boga i stać na straży Jego praw?

Nie chcę być niczyim publicznym głosem sumienia, więc nie będę się wypowiadał się w imieniu żadnego mniej lub bardziej znanego chrześcijanina. Nie mam zamiaru wskazywać palcem i krzyczeć: A ci, to… . Jezus zapytał faryzeuszy: Czy nie czytaliście co Bóg powiedział do was? Jeśli Jezus czynił faryzeuszy odpowiedzialnymi za zrozumienie Pism, to tym bardziej nas, jako chrześcijan, czyni odpowiedzialnymi za rozumienie tego co Bóg do nas powiedział, również w kwestiach politycznych wyborów. Nie nasz materialny dobrostan powinien być najważniejszą motywacją. Pamiętajmy, że gdzie jest nasz skarb, tam też i serce nasze. Chrześcijanin, który idzie za Jezusem, również w kwestii wyborów politycznych, będzie znienawidzony, ponieważ świat go nie rozumie, nie zna, nie należy on do świata. Co więcej Jezus zapewnia:

Szczęśliwi jesteście, gdy was ludzie znienawidzą i gdy was odłączą, i znieważą, i odrzucą wasze imię z powodu Syna Człowieczego. (Łk 6:22)

Jeżeli idziemy pod prąd, wbrew rozsądkowi, ze względu na Syna Człowieczego, nawet jeśli niesie to za sobą wymierne i nieprzyjemne skutki, Jezus zapewnia o tym, że to my jesteśmy szczęśliwi, a nie świat, który prześladuje. Wagę tego, Jezus podkreślił znanym „biada”, które również znajdujemy w Ewangelii Łukasza:

Biada, gdy wszyscy ludzie będą o was dobrze mówić; tak bowiem fałszywym prorokom czynili ich ojcowie. (Łk 6:26)

Biada nam jeśli dokonujemy wyboru politycznego, tak by wszyscy nas akceptowali i szanowali. Biada nam, kiedy to świat dyktuje kościołowi jakimi wartościami powinni się kierować wierzący w politycznych decyzjach. Biada starszym kościoła, ewangelistom i przywódcom, którzy na to pozwalają sobie i innych za to pochwalają, bo Jezus stawia ich w jednym rzędzie z fałszywymi prorokami. Biada nam, jeśli nie mamy właściwej motywacji w naszych decyzjach, również politycznych. Biada nam, kiedy to świat podbija nas, a nie my świat. Biada nam, kiedy świat ma nas u swych stóp, podczas gdy to my powinniśmy poddawać świat pod stopy Jezusa.

Bogusław Jasiewicz

By Bogusław Jasiewicz

Założyciel służby Łaską Zbawieni, prowadzący cykliczny program Reformelia na YT, prezes Teologicznego Towarzystwa Reformowanego 1689 oraz pastor Reformowanego Zboru Baptystów Łaska w Gorzowie Wielkopolskim. Autor książek Jedna łaska pięć prawd. Biblijna perspektywa łaski oraz Według upodobania swojej woli. Biblijne filary Bożej suwerenności i ludzkiej odpowiedzialności. Autor artykułów na portalu reformowani1689.pl, a prywatnie mąż Angeliki.