Im głębiej zapuszczamy się w boczne drogi w stanach Ohio i Indiana tym więcej widać, przeważnie na wydzielonych pasach, czarnych bryczek z charakterystycznym czerwonym trójkątem odblaskowym na tyle. Ciągnione przez jednego konia poruszają się w tempie ekspresowym. Te eleganckie z czarną kabiną, używane od święta.
W dzień powszedni Amisze poruszają się raczej odkrytymi pojazdami wygodniejszymi do pracy. Zwykle wtedy można zobaczyć dumnego ojca otoczonego chmarą dzieci. Wszystko wygląda jak nie z tej epoki. Amisze przez prawie 300 lat obecności w Ameryce generalnie nie zmienili swoich zasad życia. Większość z nich ominęły ich wynalazki, bez których trudno sobie wyobrazić współczesną egzystencję; elektryczność, samochody, telewizja, telefony, supermarkety, samoloty, etc. Przeciętna wiedza na temat codzienności Amiszów jest bardzo ograniczona ponieważ z zasady utrzymują kontakty z osobami tylko wewnątrz swojej wspólnoty.
Życie codzienne Amiszów szczegółowo regulują zasady zawarte w Ordungu, niepisanym kodeksie przekazywanym ustnie z pokolenia na pokolenie. Oparty on jest na dosłownej interpretacji Biblii. Generalnym założeniem jest podporządkowanie życia Bogu, rodzinie i wspólnocie. Dla postronnych obserwatorów najbardziej wyróżniającą cechą Amiszów jest przede wszystkim strój. Jest on bardzo dokładnie określony i w zamierzeniu ma być nie tylko wygodnym i estetycznym odzieniem, ale przede wszystkim ilustrować wiarę, czystość charakteru i prostotę życia. Mężczyźni od święta noszą ciemne garnitury, płaszcze prosto skrojone bez klap, spodnie podtrzymywane przez szelki (paski są zakazane), mają jednokolorowe koszule i kamizelki, czarne skarpetki i buty. Chodzą w kapeluszach ze słomy z szerokim rondem. W zależności od pory roku w czarnych lub jasnych. Ubrania nie mają guzików i są mocowane na haftki. Szyte one są w warunkach domowych. Młodzi mężczyźni nie noszą zarostu. Sytuacja zmienia się po zaślubinach. Wtedy zapuszczają charakterystyczne brody.
Kobiety amiszowskie noszą się skromne. Mają zwykle jednokolorowe, długie sukienki z rękawami. Do tego przywdziewają, pelerynę i fartuch. Ubranie jest mocowane prostymi kołkami lub zatrzaskami. Nie ścinają włosów. Wiążą je w kok, który znajduje się pod czepkiem (bonnetem). Samotne kobiety mają przeważnie czarne, a zamężne białe. Amiszki nie mogą nosić biżuterii i tkanin ze wzorami.
Ubrania dzieci są pomniejszoną wersją tego co noszą dorośli. Wygląda to dostojnie i poważnie w przeciwieństwie do przeciętnego widoku ulicy amerykańskiej, gdzie można odnieść wrażenie, że to dorośli chodzą w strojach dziecięcych. Najwięcej Amiszów mieszka w stanie Ohio – prawie 70 tys. Niewiele mniej w Pensylwanii i w Indiana. Żyją z pracy własnych rąk. Nie ma u nich eksploatacji drugiego człowieka. Są przede wszystkim rolnikami prowadzącymi nieraz bardzo bogate farmy. Coraz częściej, ze względu na rozwijającą się turystykę oraz rosnący popyt na ich organiczne produkty rolne, zajmują się handlem.
Jest niedziela i w stanie Indiana w okolicach miejscowości Elkhart, Middlebury, Napanee i Shipshewana wszędzie widać czarne bryczki. W ten dzień Amisze nie pracują, odwiedzają się wzajemnie i spędzają czas na modlitwie w domach, które z tej okazji stają się kościołami. Według zasad nikt w niedzielę nie może pozostawać samotnie w domu. Jedynym usprawiedliwieniem jest choroba. Życie wspólnoty kwitnie.
Niektóre bryczki zaopatrzone są w żółte migacze zasilane z baterii. Zabawnie wyglądają takie skręcające pojazdy „napędzane” jednym koniem żywym. Wyciągam aparat fotograficzny. Skarcony wzrokiem jednak rezygnuję. Amisze nie życzą sobie robienia zdjęć. Sami też ich nie mają i nie przechowują wizerunków przodków. Żyją tylko dniem dzisiejszym nie rozpamiętuję przeszłości. Nie mają pojazdów mechanicznych, które ich zdaniem tworzą zagrożenie dla wspólnot. Zakaz nie jest jednak całkowity, gdyż podróżują czasami samochodami pod warunkiem, że go nie prowadzą. Staje się to nieodzowne ze względów praktycznych. Często muszą wyjeżdżać do pobliskich ośrodków, aby załatwić sprawy biznesowe, handlowe – zakupić coś do swoich gospodarstw. Zatrudniają wtedy kierowcę. Mogą również podróżować autobusami czy pociągami. Samolot jest zakazany.
Oglądam z zewnątrz gospodarstwa. Farmy Amiszów wyglądają na bardzo zasobne. Żyją oni bez długów i mają minimalne koszty utrzymania. Są samowystarczalni, a nadmiar produktów sprzedają. Przy jednej z zagród wiedzę gromadkę dzieci. Edukacja u Amiszów ma swoją specyfikę. W szkołach wspólnotowych, jeśli chodzi o ogólne wykształcenie, ograniczają naukę do podstaw. Natomiast przywiązują ogromną wagę do nauki rzemiosła i innych konkretnych umiejętności. Młodzi ludzie często wyjeżdżają też na studia, ale po ich zakończeniu podejmują prawdziwie życiową decyzję; albo wracają do wspólnoty, albo zostają na jej zewnątrz na zawsze bez możliwości powrotu. Amiszowie posługują się od wieków tym samym językiem przekazywanym ustnie. Jest to mieszanka niemiecko-holenderskiego. Większość z nich mówi po angielsku, ale dla wielu nie jest to język dnia codziennego. Symbolem separacji Amiszów od świata zewnętrznego jest zakaz używania w ich wspólnotach elektryczności. Jest on bardzo skrupulatnie przestrzegany, gdyż jego wprowadzenie natychmiast spowodowałoby ogromne ciśnienie na zmianę sposobu życia. Dopuszczalne jest natomiast używanie prądu uzyskanego z wiatraków i generatorów. W ten sposób zasilane są głównie maszyny rolnicze i niektóre urządzenia domowe takie jak lodówki, kuchenki czy bojlery. Do oświetlenia używa się gazu z butli lub lamp naftowych.
Amisze dysponują kontami w bankach ponieważ jak inni obywatele USA płacą podatki. Nie ubezpieczają się – mają jednak swoje wspólnotowe fundusze, które służą ludziom na wypadek choroby czy katastrof naturalnych. Małe wspólnoty, które rządziły się swoimi obyczajami i prawami dominowały nasz glob do końca XIX wieku. Miały one często niezwykle stabilny i ludzki charakter. Od kiedy jednak świat zaczął zmieniać się w globalną wioskę z narzuconymi zachowaniami społecznymi przez wielki biznes, media, zunifikowana oświatę i przemysł rozrywkowy te małe i słabe struktury zaczęły znikać z powierzchni ziemi lub powoli umierać. Świat się stał bardziej techniczny, okrutny i zdehumanizowany. Amisze nadzwyczajnym wysiłkiem, mimo toczonej z nimi wojny podjazdowej, jak na razie oparli się walcowi unifikacji. Czy są szczęśliwi żyjąc wyobcowani z globalnej struktury? Za odpowiedź na to podstawowe pytanie niech posłuży statystyka – w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich 15 lat ich populacja wzrosła o 100 procent! Korzyści z życia we wspólnocie są ewidentne. Spokój, porządek, pewność, brak zagrożeń, praca na roli, rodzina są bezcenne.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Rogalski