Kiedy pada słowo „kalwinizm” prawie wszyscy, poza samymi kalwinistami, mają praktycznie jedno skojarzenie: to ci od braku wolnej woli. Kalwinizm w uszach polskich chrześcijan stał się synonimiczny z pojęciem determinizmu rozumianego jako brak wolnej woli, w którym człowiek jest tylko i wyłącznie zaprogramowanym przez Boga „robotem”, którego przeznaczenie jest z góry ustalone niezależnie od tego co ten „robot” zrobi. Jednak już o wiele mniej osób jest w stanie zdefiniować pojęcie teologii reformowanej, a zagadnienie teologii przymierzy podwyższa ciśnienie najwyżej u świadomych teologicznie dyspensacjonalistów. Niestety, krzykliwe niezrozumienie ze strony Dave’a Hunta zebrało swoje owoce pośród polskich chrześcijan, którzy alergicznie reagują na takie pojęcie jak wybranie czy predestynacja, nie zważając na to, że są one obecne na kartach Nowego Przymierza. Nie jest moim zamiarem negowanie osiągnięć Dave’a Hunta, który konsekwentnie ostrzegał przed nadchodzącymi zwiedzeniami w kościele, niestety jego niechęć do przeegzaminowania swoich poglądów co do teologii reformowanej, pomimo wykazywanych błędów, stała się źródłem natchnienia dla wielu współczesnych chrześcijańskich kaznodziei. Dlatego też, to co piszę nie jest skierowane do chrześcijańskich populistów, którym niekoniecznie zależy na prawdzie wynikającej ze spójnej i konsekwentnej egzegezy Słowa, ale na tym, by wszystko w Piśmie zgadzało się z tym czego nauczają, a do tych, którzy zgodnie z Pismem poszukują również intelektualnej strony ich wiary (Rz 12:2, Ef 1:18).
Biorąc pod uwagę to co już napisałem powyżej, uważam, że również pojęcie arminianizmu jest współczesnemu polskiemu chrześcijaninowi obce w jego wymiarze teologicznym. Dlatego chciałby w tym artykule zadać pytanie: czym jest arminianizm? Nie jest moim celem historyczna analiza tego czym jest arminianizm, każdego zaś zainteresowanego tym aspektem arminianizmu odsyłam do mojego wcześniejszego artykułu na temat synodu w Dort, który to również można znaleźć na tej stronie. W tym zaś artykule, chciałbym się przyjrzeć arminianizmowi od strony teologicznej. Zapewne wielu współczesnych chrześcijan ewangelicznych nie tylko nie będzie potrafiło zdefiniować arminianizm, ale także nie będzie się z tą tradycją teologiczną świadomie utożsamiało, a to z powodu braku wiedzy na ten temat. Uważam, że tak jak czasami podejmuje się próby definiowania kalwinizmu z kazalnic, jako formę przestrogi dla wierzących, tak pojęcie arminianizmu w ogóle nie jest wspominane. W miarę logicznym argumentem, który by wyjaśniał taką sytuację, mogłoby być stwierdzenie: nie ma potrzeby identyfikować i definiować arminianizmu, ponieważ wszyscy tu jesteśmy w praktyce arminianami. Problem jaki należy w tym miejscu dostrzec to, czy rzeczywiście wszyscy ludzie w zborowych ławkach są tego świadomi. Przypomina to sytuację, z którą się spotkałem, kiedy to w pewnym zborze charyzmatycznym kaznodzieja przyznał się do tego, że jest inspirowany przez teologię Karla Bartha, całkowicie jednakowoż pomijając liberalne źródło oraz właśnie reformowany kontekst jego nauczania. Tak w wielu zborach naucza się praktycznie według zasad teologii arminiańskiej, jednocześnie nie wspominając o arminianizmie, a tym samym utożsamiając arminiańską tradycję teologiczną z chrześcijańską ortodoksją.
Czym zatem jest ów arminianizm, któremu poświęcony jest ten artykuł? Pozwólcie, że posłużę się w tym miejscu pojęciem herezji, definiowanej jako odstępstwo od teologicznej ortodoksji na tyle duże i głębokie, żeby doprowadzić do podziałów w kościele. Z punktu widzenia teologii reformowanej arminianizm jest herezją, która z kolei za herezję uważa teologię reformowaną. To bardzo uproszczone podejście do tematu, nie mniej myślę, że oddaje historyczny i teologiczny stosunek między tradycjami. Przypomnę tylko, że pięć punktów kalwinizmu powstało jako odpowiedź na pięć zarzutów remonstracji, które wnieśli do Stanów Holenderskich zwolennicy zmarłego wówczas już Jakuba Arminiusza, stąd nazwa arminianizm. W przeciwieństwie do kalwinizmu, arminianizm w swojej naturze nie jest monergistyczny. Monergizm bowiem zakłada, że zbawienie człowieka jest w stu procentach działem Boga, od początku do końca, w którym to człowiek nie ma żadnego udziału, stąd soli Deo gloria – pełna chwała należy się tylko Bogu. Dlatego zbawienie przez wiarę jest całkowicie niezasłużonym przez człowieka darem od Boga, a udzielany jest tym, którzy zostali przez Boga do tego wybrani przed założeniem świata (Ef 1:4 – 5).
Wbrew współczesnym arminianom, historyczny arminianizm nie odrzuca wybrania, ale osadza go w kontekście synergistycznym gdzie Bóg i człowiek ze sobą współpracują. Bóg wybrał do zbawienia tych, o których wiedział, że Go wybiorą lub innymi słowy, wybrał tych, o których wiedział, że będą współpracowali z okazaną im łaską. Takie zrozumienie wybrania wyjmuje de facto decyzyjność z rąk Boga i wkłada w ręce człowieka, co zmusza każdego, kto spójnie i konsekwentnie podchodzi do tego zagadnienia, do postawienia prostego pytania: Skoro to nie Bóg sam decyduje o tym kogo wybiera, a wybiera tych, o których wie, że wybiorą Jego, to na podstawie czego Bóg wie, że ci ludzie w przyszłości Go wybiorą, skoro w momencie wyboru jeszcze nie istnieli? To proste pytanie pozostaje albo bez odpowiedzi, albo zmusza niektórych arminian do przyjęcia wyjaśnienia proponowanego przez katolickiego działacza kontrreformacyjnego i współpracownika Ignacego Loyoli, jezuitę Luisa de Molina. Molina zaproponował wyjaśnienie w postaci „pośredniej wiedzy Boga” czyli wiedzy, jaką Bóg posiadł po przeanalizowaniu wszystkich możliwych wariantów świata, w których ludzie są postawieni wobec wyboru między zbawieniem a potępieniem i postanowił stworzyć taki świat, w którym jak najwięcej ludzkich stworzeń postawionych wobec tego wyboru, wybierze ewangelię. Nie będę w tym miejscu rozwijał zagadnienia molinizmu, a chcę tylko wskazać, tak jak wskazywał na to Gomarus, teologiczny przeciwnik Arminiusza, iż synergistyczne podejście do kwestii zbawienia otwiera niestety szeroko drzwi rzymskiemu katolicyzmowi.
Druga ważna sprawa to kwestia skuteczności łaski, co wiąże się też z zagadnieniem stanu człowieka po upadku Adama. Teologia reformowana za Biblią, uznaje stan człowieka po grzechu Adama za pozbawiony życia Bożego, a człowieka za zniewolonego przez grzech, nienawidzącego Boga i tłamszącego prawdę o Nim, także nie mającego nic na swoją obronę. Człowiek taki jest pozbawiony jakiejkolwiek możliwości pozytywnej odpowiedzi na Boże wezwanie do odwrócenia się od grzechów i wiary. Tymczasem arminianizm, odrzucając zupełną i wystarczającą sprawczość Boga oraz wskazując na rolę człowieka we własnym zbawieniu, musi udowodnić, że człowiek jest jednak zdolny do pozytywnej odpowiedzi na Boże wezwanie. Stąd pojawia się w arminianizmie, kolejny rzymskokatolicki teologiczny twór w postaci łaski uprzedzającej. Jest to rodzaj łaski okazany człowiekowi, na mocy której człowiek jest przywracany do takiej pozycji, w której może świadomie i w sposób całkowicie niezależny wybrać czy będzie Bogu posłuszny czy też pozostanie w swoim stanie buntu. Łaska zatem uprzedzająca pozwala człowiekowi wybrać, jednocześnie niczego mu nie narzucając.
Pięknie brzmi, nieprawdaż? Niestety na tym pięknie namalowanym obrazie pojawiają się rysy. Po pierwsze i najważniejsze, Biblia nigdzie nie wspomina o czymś takim jak łaska uprzedzająca. Fragment, na który powołują się zwolennicy tej łaski, pochodzi z Ew. Jana 12:32 i mógłby służyć jako uzasadnienie dla tego poglądu, ale tylko pod warunkiem, że wyrwiemy go z jego własnego kontekstu. Biblia nigdzie nie popiera i nie uzasadnia stosowania pojęcia łaska uprzedzająca. Po drugie Biblia nie mówi nic o tym, że człowiek autonomicznie może zdecydować czy odpowiedzieć na wezwanie do pokuty i wiary, natomiast wyraźnie wskazuje na autonomiczne działanie Boga, który nas wyrwał z ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna. Po trzecie, jeśli konsekwentnie i logicznie podejdziemy do zagadnienia łaski, to musimy niestety stwierdzić, że arminianizm składa skuteczność łaski w ręce człowieka. Bóg nie jest tym, który jest gwarantem zbawienia z łaski, a jest tym, który współpracuje z człowiekiem, ciężar zaś odpowiedzialności za wynik końcowy działania łaski spoczywa nie na Bogu, a na człowieku. Kiedy dokładnie się temu przyjrzymy, to zauważymy, że taka pozytywna chęć współpracy ze strony człowieka jest możliwa tylko w przypadku zaistnienia łaski uprzedzającej, ale jak już napisałem, Biblia nigdzie nie daje nam nie tylko dowodu, ale nawet powodu do tego by uważać, że coś takiego jak łaska uprzedzająca istnieje. Łaska uprzedzająca jest jednak konieczna dla istnienia systemu synergistycznego, bez tej formy łaski pozostają dwie możliwości: albo uznanie racji teologii reformowanej albo przyznanie, że pelagianizm się nie mylił i człowiek nie potrzebuje łaski do tego, by pozytywnie odpowiedzieć na Boże wezwanie.
W systemie arminiańskim to człowiek czyni zbawczą wolę Boga skuteczną. To z kolei prowadzi nas do zagadnienia znaczenia śmierci Jezusa na krzyżu. Czemu miałaby ona służyć? Faust Socyn na przykład, ideologiczny ojciec Braci Polskich, odrzucił ofiarniczy charakter śmierci Jezusa, a uczynił z niej tylko i wyłącznie wspaniały przykład miłości. To co Jezus nauczał o najwyższym standardzie miłości, to wprowadził w życie, co w konsekwencji jednak, całkowicie eliminuje kapłański charakter mesjańskiej służby Jezusa. Na historycznie arminiańskie zrozumienie znaczenia śmierci Jezusa ogromny wpływ miał, współczesny Arminiuszowi, prawnik Hugo Grocjusz, który to nauczał, że grzech nie jest czynem wymierzonym osobiście przeciw Bogu, ale jest pogwałceniem prawa, zatem Bóg jako administrator ma prawo ukarać tego kto to prawo pogwałcił. Kara za grzech jest więc prawem Boga, ale nie jest koniecznością. Co więcej wg Grocjusza Bóg, jako administrator prawa może odpuścić winy bez stosowania jakiejkolwiek kary, niczym pożyczkodawca, który może zaniechać wymagania spłaty długu, ale władza działając dla dobra tych, którzy jej podlegają musi działać z autorytetem, wobec tego gdyby przebaczenie było udzielone bez zapłaty żadnej ceny, to podważyłoby znaczenie samego prawa. Odkupieńcza śmierć Chrystusa była więc ceną, którą należało zapłacić, aby pokazać człowiekowi nienawiść jaką Bóg żywi wobec grzechu i konieczność ukarania tych, którzy świadomie w grzechu pozostają. Nie zmienia to jednak faktu, iż to człowiek czyni akt Bożego przebaczenia skutecznym w momencie swojej decyzji, by odwrócić się od grzechu. Grocjusz odrzucał zastępczą ofiarę, ponieważ uważał, że wina jest nietransferowalna, co stoi w sprzeczności z nauczaniem samego Pisma.
Wszystkie te wspomniane elementy, które wchodzą w skład teologii arminiańskiej, czynią z człowieka element, od którego zależy powodzenie Bożej ekonomii zbawienia: Bóg wybrał sobie ludzi, ale na podstawie ich decyzji; Bóg predestynował do zbawienia, ale tych, którzy sami wybiorą Chrystusa; Bóg udziela łaski, która czyni człowieka zdolnym do wyboru, ale to człowiek sam dokonuje wyboru. Owszem Chrystus umarł za nas, ale tylko w tym sensie, by nam uzmysłowić ogrom zła jakim jest grzech i konieczność jego ukarania, ale to my sami musimy zdecydować o tym czy odwracamy się od grzechu czy nie. To wszystko prowadzi nas do jeszcze jednego zagadnienia, a mianowicie do kwestii pewności zbawienia. Aby uzmysłowić czytelnikowi różnice między kalwinizmem a arminianizmem, pragnę nadmienić, iż teologia reformowana naucza pewności zbawienia, ze względu na monergistyczne rozumienie soteriologii czyli innymi słowy, pewność zbawienia w teologii reformowanej wynika z faktu, że Bóg jako autor jest także gwarantem zbawienia. Tymczasem, choć sam Arminiusz nie był do końca o tym przekonany, arminianizm chcąc być konsekwentny, musi odrzucić nauczanie o pewności zbawienia. Jeśli łaska jest skuteczna tylko i wyłącznie wtedy, kiedy człowiek z nią współpracuje, to zbawienie jest w pełni skuteczne tylko wtedy, kiedy człowiek postanowi i pozostanie wierny swojemu wyborowi. To prowadzi do konieczności postawienia pytania: Jak człowiek, który do tej pory, bez okazanej mu łaski, tkwił w grzechu, teraz ma skutecznie walczyć z grzechem w ten sposób, by zawsze pozostać zwycięski? Najprostsza odpowiedź, zapewne,którą podaliby arminianie to: podtrzymuje go łaska. Jeśli tak, to należałoby postawić kolejne pytanie, a mianowicie, ile udziału w ostatecznym zwycięstwie człowieka zajmuje łaska, a ile on sam? Jeśli wszystko jest osiągalne dzięki łasce, to ile w tym człowieka, skoro człowiek musi w tym być?
Zastanawia mnie, czy chrześcijańscy proponenci systemu, który ze swej natury zakłada niepewność zbawienia, dostrzegają, a jeśli tak to jak bardzo, zbieżność ich stanowiska z tym jakie utrzymuje Kościół Rzymskokatolicki. W systemie sakramentalnym Rzymu, choć jest to możliwe tylko w stanie łaski, to jednak człowiek przez swoje uczynki zasługuje sobie na życie wieczne, jednakże nigdy, chyba, że dzięki specjalnemu objawieniu, nie może być pewien czy osiągnął już stan pozwalający mu cieszyć się pewnością pokoju z Bogiem czy nie. Niestety protestantcy głosiciele niepewności zbawienia choć głoszą konieczność łaski, nakładają na człowieka jarzmo niepewności, a to rodzi uzasadnione pytanie: czym wobec tego jest uświęcenie? Czy jest wzrastaniem w tym co już mamy (Rz 5:1), czy też pasmem poświęceń by nie utracić daru, który choć nam dany to nie jest gwarantowany?
Współcześni arminianie, poza paroma wyjątkami, nie zachowują spójności z historycznym arminianizmem, przez co popadają w skrajne sprzeczności. Z jednej strony głoszą zastępczą ofiarę Chrystusa, co jest konceptem kalwińskim, a nie arminiańskim, z drugiej zaś powszechną wolę zbawczą, co w konsekwencji prowadzi prostą drogą do uniwersalizmu. Aby bronić się przed uniwersalizmem, współcześni arminianie tym bardziej składają skuteczność ekonomi zbawienia w ręce człowieka, twierdząc, że ofiara złożona za wszystkich staje się skuteczna tylko dla tych, którzy zdecydowali się ją przyjąć. Z jednej strony głoszona jest martwota duchowa człowieka, a z drugiej jest ona rozumiana jako pogubienie się, co z kolei może prowadzić do pelagiańskiego poglądu, że tak naprawdę człowiek jest zdolny uwierzyć sam z siebie, jeśli właściwie mu się ewangelie przedstawi, łaska zaś jest tylko elementem wspomagającym. Z jednej strony, niektórzy głoszą, że choć człowiek jest odpowiedzialny za przyjęcie ewangelii i wiarę w nią, to z drugiej strony głoszą pewność zbawienia, nie mając tak naprawdę do tego podstaw. Tego typu niespójności można wyliczać więcej, w zależności od tego kto akurat prezentuje swoje poglądy, ale wszystkie one prowadzą do jednego punktu, który moim zdaniem jest charakterystyczny zarówno dla arminianizmu historycznego jak i współczesnego, nazwijmy to, para – arminianizmu, a punktem tym jest antropocentryzm. Jak dla kalwinizmu punktem wyjścia jest Bóg i jego suwerenna władza, tak dla arminianizmu, wbrew wszelkim zapewnieniom, punktem wyjścia jest człowiek i jego autonomiczna wola.
Kończąc pragnę nadmienić, że zawartość tego artykułu, nie ma za zadanie wyczerpać całości informacji o arminianizmie, ale dać czytającym garść informacji, które rozbudzą w nich zainteresowanie oraz chęć studiowania tego zagadnienia z Biblią w ręku oraz z pomocą opracowań historycznych czy teologicznych. Chciałbym zachęcić do studium zagadnienia arminianizmu na nowo, ponieważ kiedy ludzie nawracają się do Chrystusa, to właśnie najczęściej arminianizm jest przyjmowany jako dobro inwentarza i niekoniecznie dlatego, że nawracający się, są do tego systemu teologicznego w pełni przekonani, ale dlatego, że ten punkt widzenia, z powodu różnych uwarunkowań historycznych, jest dominujący w ramach ewangelikalnej teologii w Polsce. To co zawiera ten artykuł nie zostało pomyślane jako atak na teologicznych przeciwników, a raczej jako wezwanie do dogłębnej analizy przedstawionego zagadnienia.