Bogusław Jasiewicz
Dziś ewangeliczni chrześcijanie głównie identyfikują się przez bycie „nie katolikiem”. Wszystko co mogłoby mieć znamiona katolicyzmu jest natychmiast odrzucane, do tego stopnia, że wydaje się, iż samo odrzucenie staje się dla tych, którzy nazywają siebie biblijnie wierzącymi „sakramentem” ich tożsamości. Tymczasem co by nie robili w swoim zborze, znajdą to też w kościele Rzymskokatolickim. To może mieć znaczenie teologiczne odbiegające od biblijnego, nie mniej to tam jest.
Dlaczego? Ponieważ historycznie Kościół Rzymskokatolicki jest kościołem chrześcijańskim. Każdemu kto twierdzi inaczej katoliccy apologeci natychmiast są w stanie wykazać błąd. Dlaczego zatem nie jestem w stanie stanąć ramię w ramię z przedstawicielami Kościoła Rzymskokatolickiego w ekumenicznej jedności?
Po pierwsze, ponieważ zdaję sobie sprawę co w świetle dokumentów Kościoła Rzymskokatolickiego, zarówno tych soborowych jak Lumen Gentium, czy przedsoborowych, oznacza ekumenia w rozumieniu Rzymu. To zawsze jest „powrót do domu (czyt. Rzymu)” w postawie pokuty i pełnego poddania papiestwu oraz jego dogmatom.
Po drugie, dzisiaj coraz bardziej kościół ten rozwija soteriologię uniwersalistyczną. To nauczanie można odnaleźć pomiędzy wierszami u wielu katolickich teologów, a i oficjalne nauczanie nie jest wolne od jego wpływu. Przez stworzenie idei kręgów dalszych i bliższych Rzym włączył do kościoła praktycznie każdą osobę na tej planecie, uzależniając jej zbawienie bardziej od jej sprawiedliwych czynów niż dzieła Chrystusa. Jednocześnie z kościołów protestanckich uczynił „wybrakowanych” członków Kościoła Rzymskokatolickiego. To wyraźnie zaprzecza temu co Biblia naucza na temat odkupienia w Jezusie Chrystusie.
Po trzecie Kościół Rzymu przez rozwój nauczania o potrzebie współpracy człowieka z dziełem Jezusa w zbawieniu stał się ewidentnie semipelagiański. Dzieło Chrystusa na krzyżu, choć konieczne, jest niewystarczające dla zbawienia, dlatego prawdziwym de facto narzędziem zbawienia jest matka Kościół, jako szafarz powierzonych jej źródeł łaski jakimi są sakramenty.
Po czwarte, Kościół Rzymu nigdy nie odwołał anatem, którymi, podczas VI sesji Soboru Trydenckiego w 1546 roku, obłożył ewangelie łaski, oraz biblijne nauczanie o predestynacji. Pomimo podpisania w 1997 roku z kościołami luterańskimi, metodystycznymi oraz niektórymi reformowanymi, Wspólnej Deklaracji o Usprawiedliwieniu, nigdy nie cofnął tego, co uroczyście zostało promulgowane podczas kontrreformacyjnego soboru. Sama deklaracja oprócz stwierdzenia, że łaska Boża jest do zbawienia konieczna, niczego nie wyjaśnia i nie definiuje, a ewangelia łaski, taka jakiej naucza Słowo Boże, jest uznawana przez Rzym za przeklętą.
Kiedy Ojcowie Reformacji nawoływali do powrotu ad fontes (do źródeł), nie chcieli pozbyć się wielowiekowego dorobku teologicznego kościoła. Nie pragnęli też zerwać z Rzymem dla własnych korzyści, a już tym bardziej nie chodziło o zakładanie nowych kościołów. Chodziło o to, by wrócić do pierwszej miłości, do ewangelii, która jest mocą Boga do zbawienia człowieka – do ewangelii łaski. Dziś, kiedy Kościół Rzymu nadal idzie własną drogą tworzenia niebiblijnych doktryn i mimo wyraźnego biblijnego zakazu wkracza na drogę ekumenicznych interakcji z pogańskimi religiami, tym bardziej na chorągwiach chrześcijańskich kościołów powinny powiewać hasła: Sola gratia, sola fide, solus Christus, sola Scriptura et soli Deo gloria (tylko z łaski, tylko przez wiarę, tylko dzięki Chrystusowi, zawarte tylko w Piśmie i tylko dla Chwały samego Boga).