Ostatnio coraz bardziej przekonuje się, że nie da się prowadzić wspólnoty, prowadzić ludzi, mówić im Słowo Boże, być dla nich liderem – czyli usługującym – na pół gwizdka. Nie da się.
Z czasem wyjdzie, kim jesteśmy i jakie zbieramy żniwo własnej pracy. Czy warto było poświęcać ten ułamek swojego czasu w tygodniu na Słowo, czy nie warto było.
Żona Paula Washera w swoim świadectwie powiedziała, że przed prawdziwym nawróceniem za każdym razem starała się odhaczać to co zrobiła i co ma jeszcze do zrobienia. Np modlitwa – zrobione, Słowo – zrobione. Wynikało to z chęci zapracowani, lub z uczynkowości, czyli pokazaniu światu – jestem dobrą osobą.
Jednak z czasem zbieramy plony naszej działalności, dla innych w imieniu naszego Pana. Widzimy, czy Pan nam błogosławi, czy nie. Czy można dzielić swoje hobby, świat, zainteresowania z Panem, czy nie można.
Czy można prowadzić wspólnotę, opartą o brak doktryny z uwagi na szerokie grono odbiorców?
Sam byłem świadkiem wspólnoty, gdzie na grupach Biblijnych schodzili się baptyści, katolicy, zielonoświątkowcy, byli świadkowie.
Brak doktryny powodował, że szerokie grono tych ludzi dobrze czuło się we własnym towarzystwie. Niestety, brak doktryny z czasem pokazał, że ludzie którzy mają odejść i tak odejdą. Nie można robić czegoś dla Pana, idąc na doktrynalny kompromis, bo skutki tego będą opłakane. Nagle dowiemy się, że ludzie w których pokładaliśmy nadzieję nas zawiedli.
Dlatego warto, aby od samego początku zakładania wspólnoty, doktryna, wyznanie wiary i Słowo Boże było na samym początku. Na samej górze. Dopiero później jest relacja i statystyki. Inaczej nie wiemy kogo tak naprawdę mamy w społeczności.
Nie da się budować Bożej wspólnoty na pół gwizdka.
Nie da się budować Bożej wspólnoty bez doktryny.
Nie da się budować Bożej wspólnoty bez prawdy Słowa Bożego.
Kompromis prędzej lub później wyjdzie nam i naszej wspólnocie bokim. Paul Wascher kiedyś powiedział, że kościoły są pełne cielesnych ludzi i dla tej większości, dla tych statystyk – głodzi się tą garstkę wierzących chrześcijan, którzy karmią się Słowem. I taka jest prawda.
Zabierzmy w zborach te duże ekrany, te światła, tą muzykę – a zobaczymy, kogo tak naprawdę mamy. Ludzie lgną za dobrą zabawą. Lgną za dobrym samopoczuciem. Za emocjami.
Dlatego też liderzy wspólnot robią ogromny błąd karmiąc ludzi brakiem doktryny, która wprowadza podział między cielesnymi, a duchowymi.
Lepiej mieć garstkę duchowych braci, niż dbać o statystykę i karmić ludzi brakiem doktryny. To jest cielesne. To jest świat. To nie ma nic wspólnego ze Słowem Bożym.